Tym razem jeden z torfowych potworów z Islay. Dziesięcioletni Laphroaig (czyt. Lafrojg).
Destylarnia znajduje się na południu wyspy, nieopodal Lagavulin i Ardbeg.
Z ciekawostek, Laphroaig można było legalnie zakupić w aptekach, podczas prohibicji w Stanach Zjednoczonych. Nikt nie podejrzewał, że ktoś może pić "takie coś". Dlaczego? O tym nieco niżej.
Cena : niewygórowana, butelkę 0,7l. można kupić nawet za 22 funty, w Polsce od około 150 zł w sklepach internetowych. Ja osobiście kupiłem miniaturę tego trunku, w Polsce też można taką zakupić.
Zawartość alkoholu : 40%, ale za tą cenę nie można wymagać więcej. Nieco droższa jest wersja Quater Cask - 48% alkoholu i cask strength 55,7%, ale o nich przy innej okazji. Szczególnie o tej drugiej.
Barwa : jasna, słomkowa - jasne piwo. Wskazuje na dojrzewanie w beczkach po burbonie, zdecydowanie mało karmelu.
Zapach - torf, dym, jodyna, benzyna, morskie wodorosty, świeży asfalt - czyli to co tygrysy lubią najbardziej.
Smak : niezłe uderzenie torfu, który nieco przysłania inne smaki.
Finisz : morsko - medyczno - torfowy, zdecydowanie słony. Długi.
Tym razem użyłem nieco więcej wody niż zwykle, po 10 minutach ...
Zapach: dym, ale nie aż tak intensywny, morskie wodorosty, ogólnie morskie akcenty, gdzieś w tle zapach świeżych bandaży.
Smak: przewodzi bardzo wyraźna słodycz, do tego torf, coś medycznego.
Finisz: długi, mięta, dym, torf, lekko słonawy.
Podsumowanie: Dobra łycha, ale tylko dla lubiących te ekstremalnie torfowe, morskie whisky. Może ustępuje nieco dziesięcioletniej wersji Ardbeg, ale naprawdę jest warta spróbowania. Przy tym jest bardzo tania. Naprawdę polecam.